Czasem przychodzi taki dzień jak dziś-kiedy moja oaza spokoju jest zbyt mała by pomieścić mój ból i natłok myśli rozbijający się o ściany i sufit.Czasem,tak jak dziś spadam ze schodów i nie mam nad tym kontroli,czasem-tak jak dziśęsknie,płacze i śmieje się jednocześnie nie mając kontroli nad swoimi emocjami.Brakuje mi Ciebie...Gdziekolwiek teraz jesteś i cokolwiek teraz robisz-obiecałeś,że będziesz kiedy rozsypie się na tryliony kawałków więc KURWA bądź.Obiecałeś,że zawszę będę mogła na Ciebie liczyć więc gdzie KURWA jesteś kiedy najbardziej Cię potrzebuje? ! Umieram i już nie z powodów popełniania samobójstw wewnętrznych lecz po prostu bo stwórca tak chce.I gdy trzymam w dłoni telefon mam wykręcony Twój numer -wiem naiwna idiotka.Blokuje,odkładam lecz po chwili kiedy łzy znów otulają moje policzki,wykręcam znany mi numer.I chociaż miałam TEGO nie robić ,dziś jest mi wszystko jedno...Odbiera.
-Werka?!
-Mógłbyś przyjechać za pół godziny?
-Przecież...Czyemu znów płaczesz?Co się dzieje?
-Mógłbyś?
-Będę za 15 minut.
Pęka mi serce i drżą mi ręce.Miałam nie być już naiwną narkomanką,która zabija się z poczucia beznadziejności jednak dziś to ONA wygrywa.Nie mogę jej powstrzymać bo sama chcę KOSMOSU za którym dziś tęskni nawet moje uszkodzone serce...Wróciło WSZYSTKO-wspomnienia,słowa,gesty,nawet KURWA słyszę TWÓJ głos i magiczna substancja go nie zagłusza,alkohol też nie przynosi ukojenia.
Zakładam szarą bluzę,nawet Ona pachnie Tobą,kurtka,czapka,owijam się szalem.Drże z zimna i telepie się z głodu...Samochód wjeżdża na podwórko.Mama wychodzi ze swojego mieszkania.
-Gdzie Ty znów idziesz miałaś odpoczywać.
-Niedługo wrócę.
I zamykam drzwi.Gdy wychodzę,wiatr rozwiewa moje włosy a ja podnosząc wzrok dostrzegam ten szyderczy uśmiech dilera,którego znam ja i wy również go znacie.Otwiera okno.
-Miło Cię widzieć.
Wsiadam i otwieram schowek-doskonale wiedział po co dzoniłam.Wysypuje,wciągam,odpalam papierosa.
-Miałaś nie dzwonić.
-Czy możesz o nic nie pytać i po prostu jechać.Umieram.
-Co KURWA ?!
-Umieram i nie wiem czy teraz tego chcę ale nie mogę NIC z tym zrobić.Moje serce pękło nie tylko z powodu litrerackiej miłości do człowieka,który mnie zdeptał i odebrał wszelką nadzieje.Pękło i w realnym tego słowa znaczeniu.Zaczynam płakać...Kurewsko się boję,rozumiesz i jesteś jedyną osobą,którą to w jakikolwiek sposób interesuje....Zatrzymuje samochód a ja skręcam jointa,na tylniej kanapie leży piwo-takie jak lubię....Otweram,skręcam.
-Werka,żartujesz prawda?
-A wyglądam na kogoś kto ma dziś ochotę na żarty ?
-Nie wiem KURWA nie odzywałaś się od kilkunastu tygodni a teraz mówisz mi że...
-Czy to ważne.Zabijałam się już tyle razy że powinnam być gotowa na wszystko jednak jakaś część mnie wariuje i boi się.Kurewski strach ogarnia moje ciało,tak przerażający że chce mi się rzygać...
-Nie wiem co mam powiedzieć.
-Nie mów nic,zabierz mnie nad morze.Nie mogę wrócić teraz do domu bo nie wytrzymam.
-Dobrze.
Odpalam jointa,podgłaśniam muzykę i osuwam się w dół na fotelu pasażera...Uchylam okno,wiatr znów otula mnie swymi zimnymi dłońmi a cisza i spokój jakie teraz mi towarzyszą są warte więcej ,warte nawet utraty życia...
Zabawne?
Gdy najbardziej kogoś potrzebujesz zostajesz sama.
Gdy umierasz nie masz nic prócz samotności-PIERDOLONA kurwa,jest tak doskonale przebiegła.
Dziś nie jestem sobą,dziś znów jestem NIKIM.
A ty?