wtorek, 20 lutego 2024

Spadająca gwiazda

 Od kilku tygodni wciaż i wciąż sni mi się chłopak z przeszłości-chłopak z życzenia ze spadającej gwiazdy.Zabawne,nie wiem dlaczego w ciągu dnia pojawia się w moich myślach po czym znika a ja zastanawiam się po CHUJ znów TO analizuje-przecież to ja zjebałam i pozwoliłam mu zniknąć ze swojego życia bez żalu,bólu,cierpienia,bez jakiejkolwiek walki o jego osobę.Analiuję swoje błędy i wciąż zastanawiam się dlaczego zjawił się w sylwestrową noc 2 lata temu,skupiajac sto procent mojej uwagi na słowach,wiadomościach,po czym wkradł się do mojego życia,zainteresowany PRADZIWĄ wersją mnie-rozjebaną na miliony kawałków,taka smutną jak w każdej notce TUTAJ,czytał,podziwiał i cenił a ja beztrosko złamałam mu serce.Jestem suką,która dziś pokutuje za każde zło które wyrządziła ludzią w swoim marnym isnieniu.Nie wiem dlaczego akurat ON pojawia się każdej nocy w moim śnie-może z tej historii mam wyciągnąć kolejną lekcję przetrwania następnych miesięcy?DO KURWY nie wiem z jakiego powodu wraca do mnie z uśmiechem,przecież prócz życzeń urodzinowych nie mamy ze sobą kontaktu a mimo to coś wewnątrz mnie nie pozwala mi przestać GO wspominać.Boże jaka paranoja! 

Już chyba nie nadaję się do życia a może życie nie jest już dla mnie.Staram się znajdować małe znaki,każdego dnia by przekonać swój zmęczony umysł,że może jeszcze warto dać sobie szansę.POJEBANA-jaką szansę?????????! Skoro skreślona przez wszystkich,będąca NIKIM,gównem zdeptanym miliony razy nie widzę przyszłości jest tylko ten moment,łzy i ból tak ogromny i tak doskonale mi znany iż już nie robi na mnie wrażenia.Pale papierosa,drżę bo wiatr na balkonie paraliżuje moje ciało,jestem tak bardzo zmęczona monotonią,walką i oddychaniem.Jestem ZJEBANYM manekinem,z wystawy taniego sklepu.Unikam ludzi,mijam rodziców bez słowa w nadzieii,iż nie zauważą mojego płaczu.Wtulam się w pachnacą,miekka sierść HAZEGO i czuję się chwilowo bezpiecznie,płaczę a on swoim mokrym noskiem muska moje mokre oczy-wiem,że czuje mój ból.Kiedy wewnętrzy krzyk ustaje,robię sobie kawę,palę papierosa,maluję mocno oczy i wychodzę...

Wychodzę udawać,że doskonale sobie radzę a tak naprawdę obmyślam kolejny plan na wewnętrzne samobójstwo.

NIE mogę tak dłużej naprawdę nie mogę....

Telefon

 Kolejny smutny wtorek,rozpoczęty papierosem,kawą i gorącą kąpielą we wrzącej wodzie,palącą moją skórę...No właśnie-Ból,który sobie sprawiam poprzez przeróżne sposoby to jedyne racjonalne uczucie,które odczuwam,sprawdzając czy wciąż żyję ...Banał ? Cóż poradzisz,jestem tak bardzo zatracona w czarnej odchłani świata codziennego,iż nic więcej mi nie pozostało...Umrzeć nie potrafię,życie również mi nie wychodzi,bezsensowne trwanie w zawieszeniu przestało przynosić efekty,więc....

Dzwoni telefon.Normalne,nie potrafię go znaleźć pośród kołdry,koca,poduszek i tony chusteczek...Dzwoni kolejny raz i kolejny...Więc ma to jakieś znaczenie.Numer nieznany,odbieram-cisza...

-Werka?

-Kto mówi ?

Słyszę przerywający śmiech,który doskonale znam,lecz nie słyszałam go już tak długi czas...

Coś się stało,że dzwonisz?

-Wyjdź przed dom.

Jestem w piżamie,bez tony makijażu i ze spuchniętymi od płączu oczami ale przecież widział mnie w gorszym stanie.Wychodzę na balkon,owinięta kocem,widzę uśmiech,który znam doskonale,odpala papierosa-Długo mam na Ciebie czekać?! -Dasz mi 20 minut? I co tu właściwie robisz?-Zejdź to się dowiesz....Słyszę jak mama wygląda za okna,szukając wyjaśnienia owej konwersacji...Związuje włosy,nakładam szybki makijaż,tuszuje mocno rzęsy,myję zęby,wychodzę.    Obejmuje mnie -czuję się niezbyt zrozumiale ale brakowało mi tego.

-Jedziemy ?

-A może wejdziesz na górę?Kawa ?

-Wolałbym nie.Może nasza miejscówka?

-Spoko ale najpierw wytłumacz co tu właściwie robisz? Pół roku milczysz,nie dajesz znaku życiua,nie odbierasz,nie odpisujesz...I ...

-I nastaje taki dzień jak ten kiedy oboje chyba musimy pogadać...

Odpalam papierosa,wsiadam do auta,zamykam drzwi.Głupek włącza nasz kawałek rozpaczy-w.e.n.a lato w mieście i czuje jak moje wnętrze rozpierdala się na miliony kawałków,Jedziemy w milczeniu bo w sumie co powiedzieć gościowi,który zniknął z Twojego życia bez wyjaśnienia jak reszta mężczyzn.

Dojeżdżamy,wysiadamy z auta,siadamy na masce samochodu.On odpala joina-Nie palę.Mówię a on wyśmiewa mnie drwiącym śmiechem -Powiedz,że nie pijesz i nie ćpasz to pierdolne .

-To takie dziwne?! Jestem już zmęczona ucieczką przed gównem,które i tak za każdym razem dopada mnie z potrójną siłą uświadamiając mi,że juz NIC się nie zmieni a ja zjebałam swoje życie na tyle,że już nie ma sensu wierzyć,że coś naprawię...

Nagle widzę,że coś z nim nie tak.To zawsze ja drżałam lub byłam tak naćpana,że trzymał moje ciało bym nie upadła na ziemię,Dziś jest inaczej,widzę jak powtrzymuje łzy i jak drży mu ciało,dłonie..

-Dobra stary nie pierdol tylko mów co zjebałeś?! Widzę,że coś jest nie tak.

Kładzie głowę na moim ramieniu,bierze bucha....Widzę,że ...

-Zjebałem.Pozwoliłem jej odejść,zerwałem czystość i rozjebałem wszystko co było dobre...

Wiem,że cokolwiek teraz powiem to nic nie zmieni i nie jestem osobą,która powinna udzielać rad więc biorę jego jointa,zaciągam się milcząc i oboje wiemy,że tylko CISZA jest najlepszym wyjściem tej sytuacji.

Zabawne,jest tak samo rozjebany i tak samo gównianie się czuje a mimo to jest mi go żal-dlaczego?Przecież jesteśmy kowalami własnego losu a on sam spierdolił więc gdzie jest sens?

poniedziałek, 12 lutego 2024

Akceptacja

 Od kiedy się urodziłam próbowałam wszystkim dookoła udowodnić swoją siłę i pokazać jak niezniszczalna jestem.... Nic bardziej mylnego, zniszczono mnie kilka lat temu a może już w chwili kiedy poraz pierwszy postanowiłam oddychać... Wytłumacz mi po chuj zostałam stworzona i pozwolono jej wydać mnie na świat skoro od kiedy się pojawiłam jestem jej ciągłym problemem.... Nie potrafię już udawać obojętności ani że TO dla mnie nic nie znaczy. Przez pierwsze lata próbował udowodnić, że jest godna jej uwagi. Później, że jestem coś warta jako człowiek z biegiem czasu odpuściłam i chciałam tylko by była ze mnie dumna chociaż przez sekundę mojego istnienia - niestety NIGDY to nie nastąpiło. Jeszcze kilka tygodni temu pragnęłam jej nie zawieść tak po prostu - zjebałam swoje życie już na tyle iż chciał tylko nie zjebać tego jednego. ZNÓW coś zrobiłam źle - oddycham, żyje i mam czelność jej potrzebować. Jestem rozjebanym życiowo człowiekiem, który nie mówi a jednak krzyczy rozpacza i bólem. Uśmiecham się pozornie a wewnątrz krzyczę i płaczę oceanem łez i nie mam już siły prosić o pomoc... Błagałam wielokrotnie jednak bezskutecznie. Plan jest prosty - przestać istnieć. Tylko jak podjąć ostateczna decyzję skoro nie mam odwagi przestać oddychać tak po prostu. Czuję się zbędna, niepotrzebna i tak kurewsko przeszkadzająca ludzia, którzy mnie otaczają. Próbuję jeszcze chwili udawać ale i to mi nie wychodzi, coraz częściej słyszę iż albo jestem wkurwiona bo milczę albo coś mi jest bo się nie uśmiecham NIE MAM JUŻ KURWA SIŁY ŻYĆ! Tak po prostu, miałam nadzieję, że tylko MIŁOŚĆ ma mnie w dupie, okazuje się, że wszyscy i wszystko ma na mnie wyjebane i nie mam co czekać na cud, który nigdy nie będzie miał miejsca. Wiesz jak to jest? Jakbyś próbował dopasować puzzel do drugiego a ten za chuja nie chce wejść, wciskasz w rezultacie łamiąc jeden kawałek po drugim, koniec końców rozpierdalasz całokształt więc rozumiesz? Wstaje rano z myślą, że nie chce żyć. Przez pół dnia próbuję się nie rozjebać i wciskam pomiędzy ludzi do których nie pasuje ale muszę z nimi być, po czym wracam do domu, palę tryliony papierosów, wychodzę z psem i znów obmyślam plan wewnętrznego samobójstwa, po czym okrywam się kołdrą, płaczę i znów błagam Boga, Twórcę, Diabła czy chuj wie kogo by zabrał mnie z spierdolonej powierzchni ZIEMI. Jak już uda mi się zasnąć, mam nadzieję, że może tym razem wysłuchają moich bałagan - naiwna nieprawdaż?! Skoro jesteś gównie i wszyscy, wszystko ma na Ciebie wyjebane jak inaczej być może, znów się budzę i znów płaczę bo żyje a tak bardzo nie chce... Walczę od 30 jebanych lat - już naprawdę nie mam siły. Boli mnie umysł, psychika, każdy organ wewnątrz mnie.! Po prostu TO zrób, wysyp, wyciągnij aż zabraknie Ci tchu i UMRZYJ - TO takie proste... Nienawidzę chwili a której mnie stworzono i całego gówna, które przyciągam bo przecież... Juz wystarczy, przegrałam sama ze sobą, nie potrafię dłużej się okłamywać. Coś co jest wybrykiem natury, nie kochanym, nie akceptowanym, niepotrzebnym od pierwszej chwili NIGDY nie zmieni swojego istnienia, chodź by próbował KUREWSKO mocno jest jebany puzzlem nie pasującym do wszechświata w którym się znalazł.

Śmierć to jedyne rozwiązanie.

Klątwa

 Dlaczego wciąż tak się dzieje? Jednego dnia dajesz mi nadzieje i kiedy już zaczynam dostrzegać szansę-kopiesz mnie w dupe,szyderczo chichoc...