poniedziałek, 12 lutego 2024

Akceptacja

 Od kiedy się urodziłam próbowałam wszystkim dookoła udowodnić swoją siłę i pokazać jak niezniszczalna jestem.... Nic bardziej mylnego, zniszczono mnie kilka lat temu a może już w chwili kiedy poraz pierwszy postanowiłam oddychać... Wytłumacz mi po chuj zostałam stworzona i pozwolono jej wydać mnie na świat skoro od kiedy się pojawiłam jestem jej ciągłym problemem.... Nie potrafię już udawać obojętności ani że TO dla mnie nic nie znaczy. Przez pierwsze lata próbował udowodnić, że jest godna jej uwagi. Później, że jestem coś warta jako człowiek z biegiem czasu odpuściłam i chciałam tylko by była ze mnie dumna chociaż przez sekundę mojego istnienia - niestety NIGDY to nie nastąpiło. Jeszcze kilka tygodni temu pragnęłam jej nie zawieść tak po prostu - zjebałam swoje życie już na tyle iż chciał tylko nie zjebać tego jednego. ZNÓW coś zrobiłam źle - oddycham, żyje i mam czelność jej potrzebować. Jestem rozjebanym życiowo człowiekiem, który nie mówi a jednak krzyczy rozpacza i bólem. Uśmiecham się pozornie a wewnątrz krzyczę i płaczę oceanem łez i nie mam już siły prosić o pomoc... Błagałam wielokrotnie jednak bezskutecznie. Plan jest prosty - przestać istnieć. Tylko jak podjąć ostateczna decyzję skoro nie mam odwagi przestać oddychać tak po prostu. Czuję się zbędna, niepotrzebna i tak kurewsko przeszkadzająca ludzia, którzy mnie otaczają. Próbuję jeszcze chwili udawać ale i to mi nie wychodzi, coraz częściej słyszę iż albo jestem wkurwiona bo milczę albo coś mi jest bo się nie uśmiecham NIE MAM JUŻ KURWA SIŁY ŻYĆ! Tak po prostu, miałam nadzieję, że tylko MIŁOŚĆ ma mnie w dupie, okazuje się, że wszyscy i wszystko ma na mnie wyjebane i nie mam co czekać na cud, który nigdy nie będzie miał miejsca. Wiesz jak to jest? Jakbyś próbował dopasować puzzel do drugiego a ten za chuja nie chce wejść, wciskasz w rezultacie łamiąc jeden kawałek po drugim, koniec końców rozpierdalasz całokształt więc rozumiesz? Wstaje rano z myślą, że nie chce żyć. Przez pół dnia próbuję się nie rozjebać i wciskam pomiędzy ludzi do których nie pasuje ale muszę z nimi być, po czym wracam do domu, palę tryliony papierosów, wychodzę z psem i znów obmyślam plan wewnętrznego samobójstwa, po czym okrywam się kołdrą, płaczę i znów błagam Boga, Twórcę, Diabła czy chuj wie kogo by zabrał mnie z spierdolonej powierzchni ZIEMI. Jak już uda mi się zasnąć, mam nadzieję, że może tym razem wysłuchają moich bałagan - naiwna nieprawdaż?! Skoro jesteś gównie i wszyscy, wszystko ma na Ciebie wyjebane jak inaczej być może, znów się budzę i znów płaczę bo żyje a tak bardzo nie chce... Walczę od 30 jebanych lat - już naprawdę nie mam siły. Boli mnie umysł, psychika, każdy organ wewnątrz mnie.! Po prostu TO zrób, wysyp, wyciągnij aż zabraknie Ci tchu i UMRZYJ - TO takie proste... Nienawidzę chwili a której mnie stworzono i całego gówna, które przyciągam bo przecież... Juz wystarczy, przegrałam sama ze sobą, nie potrafię dłużej się okłamywać. Coś co jest wybrykiem natury, nie kochanym, nie akceptowanym, niepotrzebnym od pierwszej chwili NIGDY nie zmieni swojego istnienia, chodź by próbował KUREWSKO mocno jest jebany puzzlem nie pasującym do wszechświata w którym się znalazł.

Śmierć to jedyne rozwiązanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Klątwa

 Dlaczego wciąż tak się dzieje? Jednego dnia dajesz mi nadzieje i kiedy już zaczynam dostrzegać szansę-kopiesz mnie w dupe,szyderczo chichoc...