Tata siedzi naprzeciw mnie na kanapie i czuję jego wzrok,podnoszę głowę i wiem,że ON wie i widzi,że dzieje się ze mną COŚ czego nie potrafię pokonać pomimo starań i codziennej walki.Kiedy robi się niebezpiecznie,wstaje,odpalam papierosa i zmieniam temat na bezpieczny-byle tylko nie zapytał czy znów straciłam kontrolę lub czy wszystko u mnie dobrze?!Bo co do KURWY mam mu odpowiedzieć?-Że nic nie jest dobrze,że znów sypie,wciągam byle tylko jakoś przetrwać i UCISZYĆ demony w mojej głowie,że codziennie marzę o wannie magicznej substancji która pozwoliłaby mi na ODEJŚCIE z tego świata?Jak mam MU powiedzieć,że nie potrafię żyć pomimo,że próbuję każdego dnia tylko dlatego by GO nie zawieźć i nie rozczarować,bo tylko ON zawsze dawał mi szansę kiedy wszyscy dookoła mnie skreślali.
Przeżyłam WIELKĄ Miłość - na tyle dużą,że przez kilka lat miałam nadzieję,iż chłopak ze stacji PKS będzie moim mężem - zabawne ale ZAWSZE taka byłam.Zawsze wierzyłam,że MIŁOŚĆ będzie moim ANIOŁEM Strórzem,który uchroni mnie od całego syfu,który w sobie mam.
Przeżyłam ZŁAMANE serce-wyrwane,zdeptane,okłamane,zdradzone i tak bardzo zawiodłam się na człowieku,który miał byc ''NA ZAWSZE''-jest ale ''na zawsze'' zapamiętam ROZPACZ w jaką popadłam i DEPERESJĘ z którą walczę po dziś dzień.Bywało różnie,na początku GO nienawidziłam,później tęskniłam,kochałam i błagałam mamę by mnie zabiła lub zadzwoniła do NIEGO i błagała Go by wrócił...Następnie,podjełam walkę.Płakałam i płacze do dziś ale dzięki łzą czuje,że nie do końca OSZALAŁAM.
Przeżyłam WEWNĘTRZNE SAMOBÓJSTWO popełniane wielokrotnie od kiedy zrozumiałam,że NIE jestem potrzebna ani kochana przez KOBIETĘ o której MIŁOŚĆ tak bezwzględnie walczyłam.
Nie potrafię zaakcetować STANU do którego się doprowadziłam bo od kiedy pamiętam byłam KUREWSKO SILNĄ SUKĄ,bezwzględną i zawziętą a teraz ....Teraz nie mam siły wstać z łóżka i trwać bez czegokolwiek-płacze bez powodu,zawieszam się w myślach po czym orientuje się,że nie potrafię już nawet udawać,że daje sobie radę SAMA.Wybucham ZŁOŚCIĄ której też nie kontroluje po czym jestem tak WKURWIONA iż udeżam głową o ścianę i znów płaczę z bezradności bo jak mam sobie POMÓC kiedy nie wiem co mi dolega...
Sądziłam,że to przez MIŁOŚĆ,której nie potrafiłam pozwolić odejść pomimo,że już dawno się skończyła.Byłam pewna,że przez ZDRADĘ,Kłamstwa i świadomość,że człowiek,którego sądziłam,iż doskonale znam okazał się zupełnie obcą mi osobą i tak bardzo zranił moją DUSZĘ że zabroniłam zbliżać się KOMUKOLWIEK do siebie lub nie pozwalałam sobie zauafać KOMUKOLWIEK,kiedykolwiek i jakolwiek bo zawiódł mnie człowiek za którego gotowa byłam oddać życie.Po czym uświadomiłam sobie,że to też nie jest powodem mojego STANU,którego NIENAWIDZĘ ale nie potrafię sobie pomóc.
Owa bezradność doprowadza mnie do skrajnego wariactwa umysłu.Czasem myślę,że problemem było pozwolenie mi żyć i mieć nadzieję,że jak inni otaczający mnie ludzie moje życie poukłada się w logiczną całość i wszystko będzie tak jak być powinno.Po czym przyszło TO pierdolone uczucie,że nie mam już kontoli nad czymkolwiek co jest w moim umyśle,sercu.Ludzie przestali mnie dostrzegać,sama siebie przestałam widzieć.Już nikt mnie nie słucha,nie widzi czerwonych oczów,zmęczonej twarzy i nie słyszy krzyku rozpaczy mej dyuszy,która błaga o pomoc.Przestałam istnieć dla siebie,innych,świata i wszytstkiego co ma jakikolwiek sens.A mimo to wciąż żyję pomimo iż błagam o ŚMIERĆ każdego poranka i wieczora....
Kim jestem do KURWY ?!
pozwól mi ODEJŚĆ
ROZJEBAĆ SIĘ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz