Zabawne jak szybko człowiek akceptuje zaistniałe.niezbyt korzystne dla nas sytuacje.Jak banalnie prosto przychodzi nam zakopywanie bólu i cierpienia bądź żalu byle tylko nie pokazywać wszystkim otaczającym nam ludzią,że coś jest nie tak.Bo przecież ''nie tak'' to oznaka wewnętrznej słabości a słabość to wada którą trudno zaakceptować.Przestałam analizować decyzje innych,zaakceptowałam swoje słabości jednak wciąż nie pojmuje jaki TO wszystko miało cel.W sumie jest mi wszystko jedno bo przecież w MOIM życiu zazwyczaj nic nie jest banalne a raczej za każdym razem jest kurewsko popierdolone i niewytłumaczalne.Nie chcę już przerywać CISZY z którą zawarłam pakt i znalazłam kompromis .Jest jak jest i narazie nic na to nie poradzę.Tęskniłam zbyt długo,zbyt długo miałam nadzieje,że jeszcze coś się zmieni,zbyt długo chciałam wierzyć,że jest na świecie ktoś kto poskłada moje życie w logiczną całość-dziś wiem,że tylko JA mogę to zrobić i nie potrzebuję już NIKOGO od kogo byłabym emocjonalnie zależna.Wiem kim jestem i wiem jak silną mam osobowość ale każdy z nas posiada emocjonalne granice.które po przeroczeniu sprawiają,że popadamy w szał,obłęd niewytłumaczalny i nieokreślony. Jestem już TYM wszystkim zmęczona.Zmęczona na tyle,że przestałam odbierać telefony,odpisywać na wiadomości i ''dawać znać'' iż istnieje.Trwam tak jak trwałam ostatni rok.Przetrwałam tak wiele a jednak ostatnie miesiące deptają mój umysł i czasem po prostu nie jestem wstanie tego wszystkiego udźwignąć.Jestem tak doskonałą emocjonalną aktorką,iż po całym dniu udawania sama zastanawiam się czy kiedykolwiek przyznam się do bólu i uczuć jakie mam wewnątrz swojej duszy. Kiedyś płakałam na zawołanie,płakałam bez powodu,płakałam bo płacz pozwalał mi wyzbyć się wszystkich demonów z głowy a teraz? teraz nawet nie potrafię uronić łzy,wzruszam beztrosko ramionami zaciskam pięści,maluje mocno oczy tak by szkoda było mi ich rozmazać i idę,walczę każdego pierdolonego dnia o wszystko,udaje,kłamie i oszukuje wszystkich dookoła pokazując jak świetnie sobie radzę jednak kiedy zamykam drzwi swojego mieszkania wszystko znika.Zostaje ja,wszystkie demony,emocje i moja upartość-NIE PODDAM się pomimo wszystkich przeciwieństw jakie stawia mi los.
Dzwoni telefon.
-Będę za 15 minut.
Zastanawiam się czy jakikolwiek sens ma użalanie się nad sobą skoro i tak NIC się nie zmieni.Zastanawiam się czy jakikolwiek sens ma ucieczka przed ludźmi,którzy zawsze są obok mnie i próbują zrozumieć mój GNIEW.Tak,każdego dnia jestem nieokreślenie wkurwiona na cały świat.Zakładam swoją ulubioną bluzę,wychodzę z domu,odpalam papierosa.
Na podwórko wjeżdża znany mi samochód a kiedy silnik cichnie a drzwi się otwieraja widzę człowieka który NIGDY nie był obojętny na mój BÓL i GNIEW.
-Siema Werka.
-Hej,co Ty tu robisz?
-Przeczytałem bloga i wiem,że coś jest nie tak.Wsiadasz?
Długo nie myśląc gasze papierosa,wsiadam na miejsce pasażera i wiem,że będę musiała mówić o wszystkim co wydarzyło się przez ostatnie tygodnie.
-Otwórz schowek tam jest coś na poprawę twojej smutnej miny.
Wyciągam jointa i zastanawiam się skąd zna mnie tak dobrze i skąd do kurwy wie kiedy powinnien się zjawić.
-To opowiadaj kto tym razem doprowadził moją ziomalkę do takiego stanu?
-Chyba nie ma o czym opowiadać.Przecież wiesz jak wygląda moje życie i jak bardzo komplikuje je sobie sama.Widzisz ja już chyba nie mam siły próbować walczyć o cokolwiek.Nie potrafię już nawet ryczeć....
-Niemożliwe- przerywa...Drwiącym śmiechem.
Uderzam w jego ramie,sama z siebie się śmiejąc i wiem,że przyjaciele zawsze znajdują się w mym życiu w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie.
-To będzie długi smutny wieczór,odpalam jointa ....
Dobrze,że się zjawiłeś muszę z KIMŚ o tym porozmawiać .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz