sobota, 14 grudnia 2024

Depresja

 Nie sądziłam,że gdy poproszę o Pomoc-okaże się,że świat w którym żyłam dotychczas to nic innego jak kolejny demon,którego będę zmuszona pokonać bo albo  ON zabije mnie albo sama popełnie wewnętrzne samobójstwo wierząc,że takie rozwiązanie to jedyna opcja by przestać TO czuć.No właśnie,TO-uczucie,którego dotychczas nazwać nie potrafiłam,ból,żal,wieczne poczucie,że nie powinnam była się urodzić,że całe moje istnienie to żart STWÓRCY,który wciąż i wciąż drwi ze mnie ...Myliłam się TO-uczucie,którego nigdy nie potrafiłam wytłumaczyć i nazwać okazało się DEPRESJĄ w stopniu zaawansowanym.

Ale od początku...Poprosiłam o pomoc z poczucia bezsilości i czując,że jeśli tego nie zrobie już nikt nie będzie wstaniemi pomóc i zrobie TO czego robić nie chciałam.Mama poraz pierwszy mnie nie oceniała,przytuliła i powiedziała,że mnie KOCHA...Dziwne,nigdy wcześniej te słowo nie padło z jej ust albo było kłamstwem wymuszonym sytuacją,tym razem brzmiała prawdziwie.Oczywiście później nastąpił wykład pod tytułem : jak możesz mówić,że nie chce Ci się żyć...Konczący się moimi łzami i jej.Chyba poraz pierwszy zrozumiała,że naprawdę sobie nie radzę...Kolejnego dnia obie szukałyśmy rozwiązania,obiecałam,że spróbuję z psychiatrą,bo jeśli on mi nie pomoże to już nie mam pojęcia jak poradzić sobie z moją czarną duszą...Udało się,wizyta umówiona.Czas oczekiwania-3 miesiące.

-Dasz sobie radę tyle czasu?Nie rozwalisz ścian głową w całym domu?-z uśmiechem zapytała mama.

-Nie wiem odpowiedziałam ale chyba muszę wytrzymać.

Kiedy nadszedł 5 grudnia okazało się,że nie wiem czy potrafię komuś opowiedzieć o wszystkim co mam w swojej głowie.To był ciężki i chujowy dzień.Dentysta wyrywający mi zęby,godziny czekania po czym atakującakobieta wyprowadziła mnie z równowagi i popłakałam się z bezsilności...

Wchodzę do gabinetu.Otwieram jedne drzwi po czym kolejne...Zastanawiając się jaki sens to ma,siadam na krześle-naprzeciw mnie Kobieta ,niezbyt miły wyraz twarzy sprawił,że pomyślałam o ucieczce po czym uniosła wzrok:

-Proszę usiąść i powiedzieć w czym jest problem.Powiedziała,miłym spokojnym głosem.

Kurwa,gdybym wiedziała to bym tu nie przychodziła.Pomyślałam.

-Nie wiem Proszę Pani,naprawdę nie mam pojęcia -zaczynam płakać. Coś jest ze mną nie tak,każdego dnia toczę walkę by wstać z łóżka,płaczę bo pomimo 20 h snu wciąż jestem zmęczona,płaczę bo muszę iść do pracy,płaczę bo wiem,że tam będę musiała udawać,że wszystko jest okey poczym wrócę do domu i znów będę płakać,że już dłużej nie dam rady albo....Opowiadam jej historię,której już opowiadać nikomu nie chciałam... Kobieta jest jak jebana oaza spokoju.niewzruszona podaje mi husteczki i klika coś na klawiaturze komputera gdy milknę spogląda na mnie...

-Dlaczego przyszła pani dopiero teraz ? 

-Bo mama powtarzała mi,że kobiety w naszej rodzinie są niezniszczalne i same radzą sobie ze wszystkim.Widocznie jestem wybrykiem natury,który nie potrafi żyć i zrozumieć samej siebie.

-Dobrze,teraz zadam pani kilka niewygodnych pytan...

-Dobrze.

Zaczyna od rodziców,sytuacji rodzinnej,naszych relacji...Znów płaczę bo są sprawy o których mówić nie chciałam a jednak uznałam,że albo chcę pomocy i będę szczera albo znów okłamie kogoś kto przecież mnie nie zna i nie może ocenic a jest ostatnią nadzieją dla mojej zmęczonej psychiki.Później pytania,których obawiałam się najbardziej,miłość,alkohol,narkotyki....Stwierdzam,że powiem prawdę a gdy konczymy jej wzrok się unosi,spogląda prosto w moje oczy-nie lubię tego więc jestem zaniepokojona i znów płaczę...

-Musi Pani iść na terapie do psychologa,wypiszę skierowanie to nieuniknione.Zgadza się Pani?

-Tak

-Uważam,że DEPRESJA z którą zmaga się Pani od wielu lat,nieleczona przyniosła skutki o których dziś rozmawiamy a stan w jakim się Pani znalazła to właśnie wynik braku leczenia,Przepiszę leki,które zaczną działać za dwa do trzech tygodni,później znów się spotkamy i będę wstanie ocenić dokładniej Pani stan psychiczny.Nerwica lękowa również Pani towarzysząca jest do leczenia,bardzo dobrze,że postanowiła Pani do mnie przyjść.Uśmiecha się koncikiem ust.

Ja patrzę na NIĄ i czuję wewnętrzną ulgę-nie dlatego,że postawiła mi diagnozę po kilkunastu minutach rozmowy lecz dlatego,że miałam ODWAGĘ przyznać się do TEGO wszystkiego,poraz pierwszy w życiu nie skłamałam gdy zadawała niewygodne dla mnie pytania,nie udawałam,że jest pozornie źle ale w sumie sobie radzę,nie czułam się gównem przez te kilkanaście minut w biało,piaskowym pokoju wyznań.

Wypisała receptę,umówiła kolejną wizytę.

I takim sposobem od kilku tygodni jedna TABLETKA - sprawiła,że DEMONY w mojej głowie ucichły,emocje,które sprawiały,że czułam się fatalnie są ale mniej odczuwalne i do zaakceptowania,mineło moje wieczne WKURWIENIE na świat mnie otaczający i na samą siebie.Jest cicho,spokojnie i do zniesienia.Okazało się,że jedna tabletka może uratować moje życie.

Banalne nieprawda ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętnik

 Dziś jest mój pierwszy słaby dzień od kiedy została postawiona diagnoza a jedna tabletka ucisza wszystkie DEMony w mojej głowie... Nie potr...